poniedziałek, 21 października 2013

wszystkiego najlepszego [wersja druga] (22.09.2013)

*****

nijakie seplenione
 - cześć
ze spojrzeniem jakiegoś rozczarowania
i uśmiechem przyklejonym na życzenie

przekrwione ślepia zaciskam
na tlących się jeszcze fajkach
zimnej butelce z piwem i
miętolę w głowie
któreś ze wspomnień

strumień zmrożonej wódki
lejącej się po ściankach
okazyjnego szkła
poprzedzony zwyczajowym
‘sto lat, sto lat niech żyje …’
i ja chlusnę z impetem
kosztując twojego widoku

rechot i głośny aplauz
po puencie żenującego żartu
klaskałem zuchwale 
dudniąc jak werbel w tonacji ‘E’
kiwałem przy tym głową
parodiując stojącego nieopodal
gościa spóźnionego na toast

nie stygła we mnie esencja
tego co uznawałem za spożyte
mieszałem się i parzyłem
szukając dygoczącą dłonią
choćby niezręcznych sytuacji
raczej zastępstwa na wieczór
cierpliwego słuchacza
o egoizmie i bezmyślności

z krzeseł podrywały przeboje lata
rozluźniając namolny postój
dokazuje drżącym krokiem
trącony łokciem przez tancerza
uwieńczonego na twoim ciele
robię się głodny i znudzony
‘na tacy serwują chłodny deser
i odgrzewane kotlety ’

wlekły się odnogi zegara
w końcu rozkraczyły się dumnie
raczony ckliwymi pejzażami
upraszałem się o pierwszy antrakt
jako sfatygowany gość
i autobiograf cudzej historii




czwartek, 26 września 2013

Monte Casino [wersja druga] (21.09.2013)

*****

przeludnione aleje
udekorowane kamienicami
dolega tu popołudniowy skwar
odróżnia wystawy i poci czoła
beztroskich turystów
żebraków i artystów

wzdłuż tureckich restauracji
i stoisk z karykaturami
rysują się zwiewne kapelusze
topią gałki kręconych lodów
i pękają ciężkie portfele ojców

studenci rozdają ulotki
utalentowani męczą struny
lub dmuchają w puzon
widzowie idąc odchrząkną
lub zostawiają aplauz i grosze

jedni stoją się gapią
drudzy pędzą jak spóźnieni
a wiercą i zrzędzą klienci KFC

zakochanym połyskują oczy
usprawniają kontur ust
dzieci wiercą się w kolejkach
po gofry ze śmietaną i fast foody
nie braknie frekwencji singli  :
obsceniczne kobiety
i faceci zachłyśnięci hedonizmem

są tu też sprzedawcy obrazów Monroe
dwóch grajków, tancerz samouk
oraz namolny dziad
kolekcjoner niskich nominałów

aranżujemy swoje Monte Casino
od lazurowych fal po przedmieście
niejeden sztukmistrz repertuaru
właściciel własnej gawędy




sobota, 21 września 2013

słońce [wersja druga] (20.09.2013)

****

4:20
zwleka
bezkresna bulwa
na hebanowym niebie
ulana jak mleko
cienkimi cirrostratusami
ciągnącymi się wzdłuż
miast i jezior

6:35
uwalniają się z łona
licytują po niebiosach
z niebotyczną krzepą
rozkładają się na obłokach
na blokach i bulwarach

12:45
marszczy czoło
klnie spocony listonosz
mizerny jak słomka w soku
nagabywany przez
niesławnego Heliosa

14:45
że niby ktoś tam mówił
czy wiedział z TV – istne wesele
pff !
a wciąż kolejka za H2O
i w autobusach (w)odór
bez ulitowania
i w popołudnie kolejne

20:30
ławki i balkony kwitną
w sąsiadki 60+
- słyszałaś Jadźka kto urodził?
brylują się ich zgniłe twarze
lepią palce
ale w sweterki i apaszki
już odziane zdechlaki

20:45
gnije jak cytrus
mieniąc się w odcieniach
purpury
niknie na błękitnych zboczach
ustępując miejsca
dziurawemu najemcy
który choć z dumy
urósł niedbale
i tak przepadnie
- o świcie





piątek, 20 września 2013

przyjaciółka [wersja druga] (18.09.2013)

*****

jedna leży na łóżku okrakiem
całkiem naga i kusząca
mruży oczy chytrze
pali papierosa po stosunku
i uśmiecha się
pływając w pocie oraz winie

druga wynajmuje pokój
w mojej głowie
zostaje zawsze po godzinach
gdy zapada cisza
zasiada naprzeciw mnie
i rozmawiamy do czwartej

ta pierwsza wpada rankami
budzą mnie jej zimne nogi
i niecierpliwe usta
puszcza Barrego White’a
akompaniując pojękiwaniem

odwiedziła mnie przyjaciółka
w płaszczu miała szlugi i wódkę
mówiliśmy  o szkodliwości
mężczyzn
frezji i poezji współczesnej

i niosły na barkach swą
konsekwencje
mijając się
bez zasady substytutu
jak pory roku u Vivaldiego

słynne te moje audiencje
lądowałem w łóżku z Monroe
plotłem strofy
z rodzimą noblistką

a o ósmej pije z
Lemem i Coppierfieldem



piątek, 17 maja 2013

dziedzictwo 17.05.2013

*****

chciałbym napisać o miłości
o urodzie tego faktu
znośnych kłótniach  
i ckliwym letargu

zbierałem uniesienia
brałem garściami
nie zestawiając z emocją
ani jednej z kobiet

zbyt nieskory do samoocen
bo autopsja to sprawca
jak i kapryśny genotyp
dany w dziedzictwie

dopuściła się mordu
majstersztyk jak Hitchcock
nużyło moje alter
a wadliwe rozdwojenie





sobota, 14 lipca 2012

(nie) chciała 29.06.2012

*****

jej oczy łgały jak u Moliera
o rysach jak obłoki
rzadko wyrażały cokolwiek

ze sklepienia nóg rosła
kobieta nieprzyzwoita
a grzecznie piękna

i charakterna
w sprawach nieznośna
tych o prym i o mężczyznach

niestała z tą miłością
raz chciała raz milkła
gorąca lub stygła jak kawa



sobota, 7 kwietnia 2012

samobójczyni (07.04.2012)

*****

jej cera jest ryżowa
oczy jak pilśń nieżywe
nie odnoszą się już troskliwie
policzki skamieniałe
bez choćby skry czerwieni

fiolet maści stopy
i twarz rozdartą w dłoniach
zmizerniałe palce
dźwigają przepych cyrkonii

jest panną z resztek satyny
kolekcji jesień-zima
bez koturnów od Chanel
kapelusza pióropusza

umarła znacznie wcześniej
bez kiru na fotografii
i gerberów na szyi krzyża
żalu na szali z plamą na koszuli

biała pościel i biała kawa
idealny poranek domatorki

a południami kadzili ludzie
o rozwodach i wzwodach
na podłodze kamienie z serca
jej nie, ogromny rósł i rósł

 słońce już nie świtało
a niebo zblakło jak reszta nocy



sobota, 24 marca 2012

wolę Cię mieć blisko (24.03.2012)

 *****

wolę Cię mieć blisko
bliżej niż setna milimetra
i nie dalej niż do drzwi
tak się nigdy nie zgubimy

wole jak dzwonisz rano
kiedy jeszcze nie kleją się słowa
ale nim wyłączysz jajka
tak się nigdy nie zapomnimy

wolę jak warczysz na mnie
i rzucasz mi się do ust
niż nużąca ciszę i brak snu
tak się nigdy nie uspokoimy



piątek, 4 listopada 2011

włosy (04.11.2011)

****

lubię Twoje włosy
lśnią jak bursztyn na pełnym słońcu
lub jak siarczysty piach pod nim
mnożą się na szyi jak dreszcze
w mroźny spacer

między moimi palcami rozstają się
wtrącając w rozmawianie
lub padają jak deszcz w zła pogodę
zawijając się przed tęczówką

mogłyby pachnieć jak maki ranem
lub przebiśniegi wiosenne
ale pachną jak włosy po kąpieli
byle i jak siwienie z wypadaniem

                                                             

                                                             Dedykowany K.K



wtorek, 18 października 2011

alter ego (18.10.2011)


****

on pierwszeństwo niby trzyma
dławi się kształtem kołnierza
ma biały zgryz i ciasny krawat
włosy ubrane w brylantynę
i koszulę jak krew lśniącą

zmyć zmieszanie próbuje
i myśl suchą w głowie
o oczach i właścicielce
smukłej jak poranna kawa
romansowała z jego zerkaniem
i z ustami wymownymi

gdzie zaprosić czarną sukienkę
by karcić się flirtem i względami
siedzieć między pantoflem
a zgorszeniem w spodniach
i wielbić chrapanie, narzekanie

z domu – Kowalska
dokuczliwa męskim uniesieniom
owija w palce ich piękne słowa
spija ich wypłaty, usypia żony
ta czarna kiecka? - tak Kowalska

obiecywała mu staroć w pościeli
zmarszczki i stany przedzawałowe
przytakiwał padając z deszczem
na cyniczny kształt pani

zajęta, ze wszystkim na ‘wczoraj’
on zmyślał, że spija z niej umiar
ona zmyślała formę w jakiej spali
teraz zmyśla nogi, które ja oplatają




niedziela, 2 października 2011

dla mamy (01.10.2011)

****

przy czarnej kawie i fajce
słońce klei się do okien

pieści spracowane policzki

lub przy dawce nudziarstwa
gdzie na niebie kręcą się latarki
a w telewizji usypia scenariusz


poczytaj

ale to nie koniec, nie errata
z abc formuj treść

mama ...
forma to nie zawsze xyz



poniedziałek, 26 września 2011

pantoflarz (26.09.2011)

*****

nie starczać po etacie
jak krew w komorach,
przedsionkach, kolejkach
robić za butik i kucharkę
to się nazywa  ‘na zmęczenie’
atencja żuje indywidualne ego
eksploatuje jak sraka kibel

można by rzec - ideał
przy Natalii, Gabrysi, Jasi
kokietuje, okiem pieści
talerze, widelce - ja sama
powietrze nie wrzało
nie było furiatki i pazia

znałem się na modzie
na niej jak na wyciskaniu syfów
pruła się jak czarny sweter
ona też z drutami sterczała
pociła i cichła moja rewolta
nie jej ręka, operandem była
który między nosem mi rósł i rósł
- nie ! nie ! to sprzedała stół



sobota, 20 sierpnia 2011

uczucie (20.08.2011)

*****

chciałbym by ostygło
jak świąteczny wypiek
rozpłynęło się w buzi
i obrzydło w jelicie

by się zmarnowało
jak małżeńska przysięga
bezczelna w sypialni
strawna przy dzieciaku

zgarbiło, osowiało
jak weteran wojenny
powstały w blasku gabloty
gdzie kir i medale

by pękło jak niebo i ziemia
w bladym bursztynie
i sękatych trawach
małpiego gaju

mówię
- idź do diabła
to Bóg je na zaś zsyła




sobota, 13 sierpnia 2011

bezsenność (13.08.2011)

*****

ściany kurczą się po zmroku
ciągną się jak kauczuk
zżerają skórę i kości

pościel pokleiła stopy,
mokre oczy i cichy strach,
który liże mnie po poranek

myśli ścierają się z (nie)snami
pod marszczonym czołem
i sufitem - widzem każdej
premiery

rumienieją zimne ściany
i napowietrzone rośnie ciało
z twarzy leje się śmiech
rzadki jak na taką frajdę




niedziela, 7 sierpnia 2011

dziewucha (07.08.2011)

*****

dziwaczna  ta dziewucha
zastawiła wątrobę za koks
zwija papier z hologramem
szuru buru wierci nosem
wystrzega się istnień
swoje ma zdarte jak łokcie

upaćkała się poglądami
nażarła się ich z sieci
krzywi się do matki
a rodzicielka garbata
od głupiej zagwozdek

mizdrzy się pod oknami
w halkach dewotek
sama w ponurej odzieży
czule wisi na łobuzie
z oczami jak genitalia

rozpromienia twarz
oszlifowanym ostrzem
uwalnia wlokące się osocze
bryluję się czerń
na palców końcówkach
gracą się słowa w gębie
rozpadają na forum

zapiera się na kolanach
sycząc jak piekarnik
uciska krzyż w dłoniach
krew zalewa mózg Zbawiciela
a światło pływa po pokoju
kręcąc się na knocie
pokój ma czarny jak etui
na środku literatura
z trójkątami w kole

jadaczką kreci pod blokiem
grandzi i jak megafon nadaje
w bletce kurczy trutkę
pieści ją w ustach jak antidotum
połyka popierdółki w gadce
stojąc owinięta w panierkę
siermiężnych niejadków

oczyszcza twarz z miny
w zlewie spuszcza makijaż
a w kiblu ułomne epitety
miękkie jak plastelina
nogi znów wmurowane
w czerń z bieli
a sumienie zakneblowane
pod padliną i układem
krwionośnym




niedziela, 31 lipca 2011

pani w sukni (01.08.2011)

*****

w pasmanterii są słowa
szyje z głowy
suknie w alfabet
 i grochy

nosi ją sąsiadka
pierwszej zwrotki
z wersami w
morelowe botki

szykowna
w kobiecość
włosy spięte w kok
i czarna torebka
w zdania zdobiona

z prozą w twardej
okładce coś pisuje
dziś z facetem siedzi
dotyka jej ciała
poezją je masuje

spisana na pożegnanie
zostawia pióro
i gacie na poety
tapczanie



piątek, 29 lipca 2011

choroba (29.07.2011)

*****

nieprzewinieniem
tytułowana
ulana z losu i spraw
nieludzkich

zmanierowana
ciałem sypkim
i udręką
dla nastroju

dysproporcja
ból nieustępliwy
zgaga z przesytu
całej reszty

krzyczeć powinien
płakać rzewnie
kochać się w bieli
pomnika niepowrotnych

się nie zmorzył
w hart przybrał
mówi: słońce tak pięknie
na rosie grywało

bez antypatii czy
zatwardzenia w gościach
jakby to niemożność
łóżkiem była

a pani tu wierci się
kurczliwie jak z owsikiem
stała się jakaś ludzka
niepodobna

słaniała się zasługą,
potem już na nogach
koślawa starucha
chodząca po ludziach



czwartek, 28 lipca 2011

NIEtolerancja (28.07.2011)

*****

dźwigam się na ozorach
sąsiadek, okrutnej
młodzieży z bloków
tyje w spojrzenia
sam będąc wątły w pasie

odziewam się w skinny
kremowe - dobre na mnie
czując się jak ciasto
które chcą zjeść, zwrócić
do cukierni swoich
dylematów

opatulony w szarość
'kobiecego' swetra 
spuszczam w kieszeń
każdą nieuprzejmość
upchana, obsrana
homofobią i
prostactwem

gniotą mnie trochę
trampki, niosą
w podróż miejską
mijam boisko, na nim głów
sklep - zamknięte

na szali pomówień
i pięści naobiecywanych
przyprawiam życie
kolejną szafą
kolejną irytacją
dla nich



poeta (28.07.2011)

*****

poprosiła mnie raz kobieta
o słowa, lecz sama nie tylko
słowem prosiła
ja nieugięty, dbały w swym fachu
odmówiłem

dokuczanie nie ustępowało,
rosło przewrotnie w siłę
sfrustrowany odrzekłem:
droga pani takie sytuacje
nader dokuczliwe

głośno zanosiła się
od śmiechu, kobieta
w płaszczu bordo
na ręku z bursztynem
ja niewzruszony zacząłem
grzebać w szafie
dusząc się
wypuszczanym z jej
ust dymem

nalegała na pisanie
tu i teraz
nie znając przyzwyczajeń
poety, nie znając
stylu ani liter
niestety moje narzekanie
profesja jak
listonosz czy lekarz
zdała się na nic
przecież w pościeli
wylądowałem z nią
rano z akapitem



środa, 27 lipca 2011

z jedenastego piętra (28.07.2011)

*****

z jedenastego piętra
upuszczam obiektywizm  
głowy zrośnięte widzę
jakby rozum dzielili
dziwni jacyś

kobiety obdojone
miłostkami i rozlewem
byle jakich pochlebstw

oni świat cały urobili
zdobywając szyje
brzuch, dziurę
oprychy z mieszkań
ojcowej krwawicy

z zamysłem
uprzedmiotowienia
spuszczeniem pary
poza kiblem
i wariant bez wymiany
być figlarzem
czy łgarzem

parę splotów z użyciem
‘tęsknie’, ‘kocham’
domieszanych do
niecności nieudolnej
a i tak łapią się pizdy
dla kurażu na językach
przywileju owulacyjnego

zrozpaczone
narzeczone własnej
głupocie
a przyszły stary
nieporadny
z troską w słowie
się zarzeka na
matkę, ojca
oskubanych już w PRL-u