piątek, 4 listopada 2011

włosy (04.11.2011)

****

lubię Twoje włosy
lśnią jak bursztyn na pełnym słońcu
lub jak siarczysty piach pod nim
mnożą się na szyi jak dreszcze
w mroźny spacer

między moimi palcami rozstają się
wtrącając w rozmawianie
lub padają jak deszcz w zła pogodę
zawijając się przed tęczówką

mogłyby pachnieć jak maki ranem
lub przebiśniegi wiosenne
ale pachną jak włosy po kąpieli
byle i jak siwienie z wypadaniem

                                                             

                                                             Dedykowany K.K



wtorek, 18 października 2011

alter ego (18.10.2011)


****

on pierwszeństwo niby trzyma
dławi się kształtem kołnierza
ma biały zgryz i ciasny krawat
włosy ubrane w brylantynę
i koszulę jak krew lśniącą

zmyć zmieszanie próbuje
i myśl suchą w głowie
o oczach i właścicielce
smukłej jak poranna kawa
romansowała z jego zerkaniem
i z ustami wymownymi

gdzie zaprosić czarną sukienkę
by karcić się flirtem i względami
siedzieć między pantoflem
a zgorszeniem w spodniach
i wielbić chrapanie, narzekanie

z domu – Kowalska
dokuczliwa męskim uniesieniom
owija w palce ich piękne słowa
spija ich wypłaty, usypia żony
ta czarna kiecka? - tak Kowalska

obiecywała mu staroć w pościeli
zmarszczki i stany przedzawałowe
przytakiwał padając z deszczem
na cyniczny kształt pani

zajęta, ze wszystkim na ‘wczoraj’
on zmyślał, że spija z niej umiar
ona zmyślała formę w jakiej spali
teraz zmyśla nogi, które ja oplatają




niedziela, 2 października 2011

dla mamy (01.10.2011)

****

przy czarnej kawie i fajce
słońce klei się do okien

pieści spracowane policzki

lub przy dawce nudziarstwa
gdzie na niebie kręcą się latarki
a w telewizji usypia scenariusz


poczytaj

ale to nie koniec, nie errata
z abc formuj treść

mama ...
forma to nie zawsze xyz



poniedziałek, 26 września 2011

pantoflarz (26.09.2011)

*****

nie starczać po etacie
jak krew w komorach,
przedsionkach, kolejkach
robić za butik i kucharkę
to się nazywa  ‘na zmęczenie’
atencja żuje indywidualne ego
eksploatuje jak sraka kibel

można by rzec - ideał
przy Natalii, Gabrysi, Jasi
kokietuje, okiem pieści
talerze, widelce - ja sama
powietrze nie wrzało
nie było furiatki i pazia

znałem się na modzie
na niej jak na wyciskaniu syfów
pruła się jak czarny sweter
ona też z drutami sterczała
pociła i cichła moja rewolta
nie jej ręka, operandem była
który między nosem mi rósł i rósł
- nie ! nie ! to sprzedała stół



sobota, 20 sierpnia 2011

uczucie (20.08.2011)

*****

chciałbym by ostygło
jak świąteczny wypiek
rozpłynęło się w buzi
i obrzydło w jelicie

by się zmarnowało
jak małżeńska przysięga
bezczelna w sypialni
strawna przy dzieciaku

zgarbiło, osowiało
jak weteran wojenny
powstały w blasku gabloty
gdzie kir i medale

by pękło jak niebo i ziemia
w bladym bursztynie
i sękatych trawach
małpiego gaju

mówię
- idź do diabła
to Bóg je na zaś zsyła




sobota, 13 sierpnia 2011

bezsenność (13.08.2011)

*****

ściany kurczą się po zmroku
ciągną się jak kauczuk
zżerają skórę i kości

pościel pokleiła stopy,
mokre oczy i cichy strach,
który liże mnie po poranek

myśli ścierają się z (nie)snami
pod marszczonym czołem
i sufitem - widzem każdej
premiery

rumienieją zimne ściany
i napowietrzone rośnie ciało
z twarzy leje się śmiech
rzadki jak na taką frajdę




niedziela, 7 sierpnia 2011

dziewucha (07.08.2011)

*****

dziwaczna  ta dziewucha
zastawiła wątrobę za koks
zwija papier z hologramem
szuru buru wierci nosem
wystrzega się istnień
swoje ma zdarte jak łokcie

upaćkała się poglądami
nażarła się ich z sieci
krzywi się do matki
a rodzicielka garbata
od głupiej zagwozdek

mizdrzy się pod oknami
w halkach dewotek
sama w ponurej odzieży
czule wisi na łobuzie
z oczami jak genitalia

rozpromienia twarz
oszlifowanym ostrzem
uwalnia wlokące się osocze
bryluję się czerń
na palców końcówkach
gracą się słowa w gębie
rozpadają na forum

zapiera się na kolanach
sycząc jak piekarnik
uciska krzyż w dłoniach
krew zalewa mózg Zbawiciela
a światło pływa po pokoju
kręcąc się na knocie
pokój ma czarny jak etui
na środku literatura
z trójkątami w kole

jadaczką kreci pod blokiem
grandzi i jak megafon nadaje
w bletce kurczy trutkę
pieści ją w ustach jak antidotum
połyka popierdółki w gadce
stojąc owinięta w panierkę
siermiężnych niejadków

oczyszcza twarz z miny
w zlewie spuszcza makijaż
a w kiblu ułomne epitety
miękkie jak plastelina
nogi znów wmurowane
w czerń z bieli
a sumienie zakneblowane
pod padliną i układem
krwionośnym




niedziela, 31 lipca 2011

pani w sukni (01.08.2011)

*****

w pasmanterii są słowa
szyje z głowy
suknie w alfabet
 i grochy

nosi ją sąsiadka
pierwszej zwrotki
z wersami w
morelowe botki

szykowna
w kobiecość
włosy spięte w kok
i czarna torebka
w zdania zdobiona

z prozą w twardej
okładce coś pisuje
dziś z facetem siedzi
dotyka jej ciała
poezją je masuje

spisana na pożegnanie
zostawia pióro
i gacie na poety
tapczanie



piątek, 29 lipca 2011

choroba (29.07.2011)

*****

nieprzewinieniem
tytułowana
ulana z losu i spraw
nieludzkich

zmanierowana
ciałem sypkim
i udręką
dla nastroju

dysproporcja
ból nieustępliwy
zgaga z przesytu
całej reszty

krzyczeć powinien
płakać rzewnie
kochać się w bieli
pomnika niepowrotnych

się nie zmorzył
w hart przybrał
mówi: słońce tak pięknie
na rosie grywało

bez antypatii czy
zatwardzenia w gościach
jakby to niemożność
łóżkiem była

a pani tu wierci się
kurczliwie jak z owsikiem
stała się jakaś ludzka
niepodobna

słaniała się zasługą,
potem już na nogach
koślawa starucha
chodząca po ludziach



czwartek, 28 lipca 2011

NIEtolerancja (28.07.2011)

*****

dźwigam się na ozorach
sąsiadek, okrutnej
młodzieży z bloków
tyje w spojrzenia
sam będąc wątły w pasie

odziewam się w skinny
kremowe - dobre na mnie
czując się jak ciasto
które chcą zjeść, zwrócić
do cukierni swoich
dylematów

opatulony w szarość
'kobiecego' swetra 
spuszczam w kieszeń
każdą nieuprzejmość
upchana, obsrana
homofobią i
prostactwem

gniotą mnie trochę
trampki, niosą
w podróż miejską
mijam boisko, na nim głów
sklep - zamknięte

na szali pomówień
i pięści naobiecywanych
przyprawiam życie
kolejną szafą
kolejną irytacją
dla nich



poeta (28.07.2011)

*****

poprosiła mnie raz kobieta
o słowa, lecz sama nie tylko
słowem prosiła
ja nieugięty, dbały w swym fachu
odmówiłem

dokuczanie nie ustępowało,
rosło przewrotnie w siłę
sfrustrowany odrzekłem:
droga pani takie sytuacje
nader dokuczliwe

głośno zanosiła się
od śmiechu, kobieta
w płaszczu bordo
na ręku z bursztynem
ja niewzruszony zacząłem
grzebać w szafie
dusząc się
wypuszczanym z jej
ust dymem

nalegała na pisanie
tu i teraz
nie znając przyzwyczajeń
poety, nie znając
stylu ani liter
niestety moje narzekanie
profesja jak
listonosz czy lekarz
zdała się na nic
przecież w pościeli
wylądowałem z nią
rano z akapitem



środa, 27 lipca 2011

z jedenastego piętra (28.07.2011)

*****

z jedenastego piętra
upuszczam obiektywizm  
głowy zrośnięte widzę
jakby rozum dzielili
dziwni jacyś

kobiety obdojone
miłostkami i rozlewem
byle jakich pochlebstw

oni świat cały urobili
zdobywając szyje
brzuch, dziurę
oprychy z mieszkań
ojcowej krwawicy

z zamysłem
uprzedmiotowienia
spuszczeniem pary
poza kiblem
i wariant bez wymiany
być figlarzem
czy łgarzem

parę splotów z użyciem
‘tęsknie’, ‘kocham’
domieszanych do
niecności nieudolnej
a i tak łapią się pizdy
dla kurażu na językach
przywileju owulacyjnego

zrozpaczone
narzeczone własnej
głupocie
a przyszły stary
nieporadny
z troską w słowie
się zarzeka na
matkę, ojca
oskubanych już w PRL-u