*****
wygrzebuje z barku szklankę
grube szkło o wzmocnionym dnie
niech spocznie na czarnym stole
błyszcząc się w świetle wolframu
niecierpliwy powtarzam czynność
ściskam szyjkę hebanowej butelki
odrywam stopy od ziemi, unoszę ją
pokonując opory conocnych pokus
oswajam szklankę z 40-ma procentami
kręcę kapselkiem o 360* w prawo
kieruję spoconą szyjkę ku szkłu
ciecz żwawo pokonuje dystans
i rozbija się o krągłości naczynia
źrenice rozłożyły się na tęczówkach
a oddech przyśpieszył jak u astmatyka
odwróciłem się ciągnąc za biała rączkę
na wprost czekały produkty z marketu
u dołu puszka z dużym napisem na ‘C’
dzierżąc ją uchyliłem półkę na dole
zabierając kostki uciskane przez pizze
wykonałem pięć kroków wstecz
oderwałem folię by wydostać lód
replay i już ściskałem zimne kostki
powoli spływały po ściance szklanki
topiąc się w morzu bursztynu
sycząc i uderzając o siebie
upajałem się tą iście epicką wizją
obejmując dno stopu cynku i aluminium
pociągnąłem palcem za cypelek
więziony gaz uleciał w powietrze
a ja przechylając puszkę zacząłem lać
wolno by nie uleciała żadna kropla
cola spływała przez mały otwór
dzieląc obszar z panem Danielsem
czułem już woń tych kilkuset mililitrów
uniosłem dno z zawartością ze stołu
z dumą chyląc ciecz ku twarzy
najpierw spływała po szkle
mocząc spragnione wargi
w spiekłej jamie ustnej
pływała uderzając o zęby
wreszcie z dozą nałogu
znikła w ciasnym przełyku
odetchnąłem zakochany
w smaku z którym nie
ma kłótni i rozstań
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz